LISTY

Stanisław Moniuszko pozostawił po sobie bogatą korespondencję. Ogromna większość listów przechowywana jest w zbiorach Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego, ale wiele listów znaleźć można w różnych polskich i zagranicznych bibliotekach (np. Biblioteka Narodowa w Warszawie, Biblioteka Jagiellońska w Krakowie, Zakład Narodowy im. Ossolińskich we Wrocławiu). Świadczy to o licznych znajomościach kompozytora i wielości spraw, którymi był zaabsorbowany.

Stanisław Moniuszko, Listy zebrane, przygotował do druku Witold Rudziński, współpraca Magdalena Stokowska, Kraków 1969

Wśród listów prywatnych największą grupę stanowi korespondencja z żoną Aleksandrą. Wyłania się z niej obraz kochającego męża i ojca, który swą żonę traktował nie tylko jako organizatorkę domowego życia, ale także przyjaciółkę, powiernicę i wielką pomoc w organizacji życia zawodowego. Przez całe życie zwracał się do niej pieszczotliwie, rozpoczynając każdy z listów jednym ze zdrobnień imienia: „Omko”, „Omeczko”, „Olesiu”, a także „Aniołku”, „Duszko” itp. Ze względu na częste podróże i dłuższe nieobecności w domu Moniuszko zdawał żonie relację, prawie codziennie wysyłając listy. Wiele miejsca zajmują w nich obrazowe relacje z podróży, plastyczne opisy odwiedzonych miejsc i żywe opisy postaci. Do tego widać, że Moniuszko był człowiekiem obdarzonym dużym poczuciem humoru, dowcipnym, lubiącym żartować. Takim listem odsłaniającym oblicze Moniuszki jako bacznego obserwatora i humorysty z literackim talentem jest relacja ze spotkania ze słynnym Franzem Lisztem, jednym z głównych kompozytorów romantycznych:

"Z bijącym sercem zbliżałem się do Wejmaru. Malutka to mieścina, ale tu mieszkał Szyller [Schiller], Herder, Wieland, a dziś: Monsieur Liszt. Ażeby dać najkrótsze wyobrażenie, a najdokładniejsze o tym panu, powiem tylko, że jest modelem Apolinarego Kątskiego [skrzypka i kompozytora, z którym łączyła Moniuszkę szorstka przyjaźń]. Było to wszystko dobrze, dopóki grał, jak nikt nie gra na fortepianie. Ale odkąd zarzucił egzekucję, a poświęcił się kompozycji, która mu się jak mnie tańce udaje, ta powłoka jest prawie śmieszna, a przynajmniej wszelki urok zdzierająca. Księżna Wittgensteinowa, u której ten wielki artysta mieszka, jest baba złośliwa, podobna do Rywackiej , ale od niej brzydsza, choć i nieboszczka zbytkiem piękności nie grzeszyła. Co usta otworzy, to o kimś źle mówi. Liszt broni ofiarę i to stanowi treść ciągłą konwersacji. Liszt gra – księżna raz w raz suwa się po pokoju, głośno mówi, przerywa, dziwaczy się, jakby nasz Jancio powiedział. Nieznośna wiedźma, drugi tom Wietanowej. Byłem w tym dziwacznym domu dwa razy: raz na śniadaniu (była i pani Kalergis), drugi raz wieczorem do 11. Pierwszy i drugi raz Liszt grał moje dwa polonezy, Mazura z Halki i Tańce góralskie na 4 ręce z panią Kalergis. Istotny żal tego człowieka. Bez tej kobiety (Ks. W.) byłby i on zupełnie inny. Pomimo białych włosów, dziwnie wspaniale spadających mu na ramiona, zapał młodzieńczego uniesienia w rzeczach sztuki bynajmniej go nie opuścił. Tylko że biedaczek grać się rozuczył i często gęsto traci furmankę (zapytaj Bonoldiego, co to znaczy, i powiedz mu, że go najczulej uściskam […]). – Z tych kilku słów, com tu o Liszcie napisał, możesz wnosić, że i w Wejmarze, jak w Dreźnie, smutny zawód nas spotkał, a gdy dodam, że o Bonoldim, jako o swoim uczniu Liszt pamięta, skończę o nim [warto zaznaczyć, że Achilles Bonoldi, śpiewak, nigdy nie był uczniem Liszta]".

Wiele humoru, ale i troski zawierają listy kompozytora do swych dzieci. Jeden z nich, wysłany do najstarszej córki Elżbiety z podróży do Paryża napisał Moniuszko fonetycznie w języku francuskim:

"Ma szer fil! Że siui ne outule pas s’jalu ke tiu ne pa zawek mua par puwuar partaże la nobl żuisans ke prokiur le zobże de bo zar ankombre dan le muze de Luwr e de Luxambur, ke tiu ne pe pa me tenir kompani a teatr ki a e sel fą dir seżur a Parię wre paradi. Esperą ke le tam pur tua ne tardera pa, e puisk le progre de tą talan ne depan ke de tua, e kom że te se etr iun fil de sprit że ne dut pa k’ę bo matę że te vere pląte o bo milie du buleward. Anatandan tasze deme ę pe ton per ki wu em tus bię tendreman. – S. M."

[Moja Droga Córko! Jestem nieutulony w żalu, że nie możesz ze mną dzielić szlachetnych radości, jakich dostarczają dzieła sztuki nagromadzone w muzeach Luwru i Luksemburga! Że nie możesz mi towarzyszyć w teatrach, które same wystarczają, by nazwać pobyt w Paryżu prawdziwym rajem. Miejmy nadzieję, że nadejdzie odpowiedni czas również dla Ciebie, a ponieważ znam Cię jako pannę inteligentną, nie wątpię, że pewnego pięknego poranka zobaczę Cię zakorzenioną w pięknym środowisku bulwarów. Oczekując na to, staraj się trochę kochać swego tatusia, który czule kocha was wszystkich. – S.M.]

List sześcioletniego Stanisława Moniuszki do cioci Wiktorii Madżarskiej, napisany w języku francuskim, Morcze (folwark k. Śmiłowicz) 1826, wł. Warszawskie Towarzystwo Muzyczne

Jeszcze innym rodzajem żartu był list napisany w formie muzycznego recytatywu. Napisał go Moniuszko do Józefa Wieniawskiego, któremu złożył niezapowiedzianą wizytę. Nie zastawszy jednak gospodarza, wziął do ręki papier nutowy, który miał przy sobie, i szybko zanotował list jako tekst do śpiewania z akompaniamentem. Treść listu brzmiała:

"Wielmożny Panie Dobrodzieju, co Pan myślisz sobie najlepszego, że do mnie nie przychodzisz? Ja czekam i czekam daremnie! A co najgorsza, że i sam nie bywasz w domu. (Byłem dziś u Pana). Otóż dziś, korzystając z pogody, nigdzie nie wychodzę. Będę najszczęśliwszy, gdy raczysz mnie odwiedzić. Pogawędzim to o tem, to owem! A więc do widzenia! Stanisław Moniuszko".

W licznie zachowanej korespondencji zawodowej dadzą się zauważyć liczne prośby o wsparcie finansowe, o zaliczki a conto przyszłych kompozycji. Bardzo często Moniuszko kierował te prośby do swoich głównych wydawców warszawskich – Gebethnera i Wolffa, prosząc o niewielkie sumy. Najczęściej powodem tych próśb były codzienne wydatki – pieniądze z zaliczek szły m.in. na zakupy żywieniowe dla licznej rodziny. Ta część korespondencji świadczy o stałych problemach finansowych, z jakimi kompozytor borykał się przez całe swoje życie. Nie był wzorem oszczędności, po rodzicach odziedziczył brak umiejętności zarządzania finansami.

List Stanisława Moniuszki do Roberta Wolffa, współwłaściciela oficyny wydawniczej Gebethner i Wolff, zawierający prośbę o pożyczenie 5 rubli, Warszawa 1864, wł. Warszawskie Towarzystwo Muzyczne

Z listów Stanisława Moniuszki możemy wiele dowiedzieć się o samym kompozytorze, o tym, jakim był człowiekiem, co go trapiło, co wprawiało w radość. Możemy bliżej poznać postać, która wszyscy powszechnie znamy – ale obraz, z jakim spotykamy się w szkole czy teatrze, jest wyidealizowana, daleka od człowieka z krwi i kości, który pewnego dnia z prowincjonalnego litewskiego muzyka stał się ojcem polskiej opery narodowej.