CHARAKTER
W książkach i artykułach o Stanisławie Moniuszce spotkać można czasem stwierdzenia usprawiedliwiające jego brak powodzenia poza granicami kraju. Mimo chęci i licznych starań czynionych w celu promocji swojej twórczości za granicą, Moniuszko nie przebił się na zachodnie sceny operowe. Choć dwa razy wybierał się do Paryża, wyposażony w listy polecające, nic nie udało mu się załatwić. Podobnie w Petersburgu, gdzie starał się o posadę dyrygenta w operze, mimo listów do wysoko postawionych znajomych rodziny, przegrał z innym kandydatem na tę posadę. Pisano więc o nim, że to charakter kompozytora stanął na przeszkodzie międzynarodowej kariery – był skromny, cichy, brakowało mu przebojowości i wysokiego poczucia własnej wartości.
Aleksander Walicki, pierwszy z biografów kompozytora, a prywatnie jego dobry znajomy, pisał w wydanej w 1873 roku książce pt. Stanisław Moniuszko:
"Od dzieciństwa przyzwyczajonym był do chodzenia na palcach, i zwyczaj ten aż do śmierci zachował. (…) To chodzenie na palcach pochodziło z nadzwyczajnej dla wszystkich delikatności i z nielubienia zwracania na siebie uwagi. (…) Skrytym był bardzo i tylko doświadczonym i bliskim osobom zaglądać w siebie pozwalał. (…) Nigdy najniewinniejsze kłamstwo ust jego nie skalało, i właśnie żeby nie być zmuszonym do popełnienia go, często rzucone mu zapytanie zbywał ni tym ni owym, a częściej jeszcze milczeniem. Lecz jeżeli tylko mówił, to zawsze szczerze".
Choć cechował się wielką, przesadną więc skromnością i wolał nie odezwać się niż czymkolwiek urazić swojego rozmówcę, w publikacjach poświęconych Stanisławowi Moniuszce powtarza się historia o pamiętnych odwiedzinach dawno niewidzianego znajomego. Przytoczmy ją za Władysławem Fabrym, autorem fabularyzowanej biografii kompozytora:
"Był to mężczyzna około 50-letni, mocno szpakowaty, o fizjognomii mefistofelesowskiej, ubrany wedle mody paryskiej. (…) – Nie przyjmuję wyrazów współczucia – rzekł paryżanin z ironicznym uśmiechem – i twierdzę, że społeczeństwo ateistyczne byłoby najszczęśliwsze. Religia to zabobon, polegający na strachu przed mocami niewidzielnemi i na pochlebstwie. Zaś Bóg – jak twierdzi Holbach – jest płodem chorej wyobraźni! W tym momencie stało się coś strasznego: Moniuszko zerwał się od stołu, otworzył drzwi na oścież i krzyknął: - Precz, precz z mojego domu!! Tak…".
Dalej w swojej książce Walicki pisze o współczuciu i tolerancji, którymi Stanisław Moniuszko kierował się w postępowaniu wobec innych osób:
"Moniuszko zawsze miewał w swoim otoczeniu osoby niczym niezalecające się, bez żadnego wykształcenia, a nawet ograniczone, słowem takie, których inni unikali. On zaś uprzejmie je przyjmował, i nieraz skazywał siebie na obcowanie z niemi, chociaż widać było, że to wcale przyjemności mu nie sprawiało. Kiedy go przyjaciele zapytywali: dlaczego z niemi znajomość utrzymuje, zwykle odpowiadał: - Jakże go odtrącić mógłbym od siebie? Czyż to jego wina, że jest takim? A gdybym go ja odepchnął, to któż znać się z nim zechce? Taka to w nim wielka była wyrozumiałość, pobłażliwość i miłość ku ludziom".