PRZODKOWIE
Pochodzenie Stanisława Moniuszki ciekawie jawi się w kontekście polskości jego muzyki. Wielu autorów chciało widzieć w kompozytorze twórcę przesiąkniętego polską muzyką, czerpiącego z polskiego folkloru, piszącego mazury i polonezy wzorowane jakoby na tych, które słyszał w przylegających do dworu wsiach. Ale jak miał odbywać się ten romans Moniuszki z polską wsią, skoro okoliczne sioła zamieszkiwali nie rdzenni Polacy, a ludność reprezentująca wiele różnych kultur, bynajmniej nie polskich, bo Polacy, jak mówi historia, byli na Kresach reprezentowani w 90% przez szlachtę? To raczej kultura dworków konserwowała elementy polskiej tradycji. W dworkach tańczono polonezy, w sytuacjach biesiadnych rwano się do mazura.
Wieś litewska pod zaborem rosyjskim stanowiła przykład swoistego multi-kulti, w którym obok siebie współistniała Polska, Rosja, Litwa, pierwotna przednarodowa Słowiańszczyzna przełamana dodatkowo kulturą jidysz i gdzieniegdzie islamem. Jak w tych warunkach stać się polskim kompozytorem narodowym? Z pomocą spieszą pierwsi Moniuszkowscy interpretatorzy, którzy starają się za wszelką cenę wytłumaczyć czytelnikom geniusz płynący z chwały rodowodu. Prezentację wielkich mężów zaczynają (i kończą często) na postaci dziadka kompozytora, również Stanisława.
Ród Moniuszków umościł się między Wilnem a Mińskiem niesiony sprytem Stanisława Moniuszki, dziadka przyszłego kompozytora, który, jak podaje Aleksander Walicki w książce pt. Stanisław Moniuszko, „w piątek przed Zielonemi Świątkami” 1750 roku ruszył na wschód spod żelaznej opieki macochy. Pierwszy przystanek miał w Różanymstoku, gdzie trafił na odpust. Potem, po drodze zaszedł do Sejn, następnie dotarł do Wilna. Tam zaczepił się do opieki magnackich dzieci, a za jakiś czas chodził już z nimi do szkół. Edukację skończył w 1755 roku, potem „bawił się różnemi wojażami i rezydencyjami”. Po paru latach został aplikantem w sądzie w Wilnie, a w 1759 był już podkomisarzem u Michała Radziwiłła, hetmana wielkiego litewskiego. Objął też w zarząd majątek Kazimierza Chodźki w Myssie. Prosperował coraz lepiej, w 1777 roku wszedł w spółkę ze swym powinowatym Franciszkiem Osztorpem, który był sekretarzem hrabiego Michała Ogińskiego.
Moniuszko miał już wtedy w dzierżawie dwa majątki, ale rychło okazało się, że dwie łebskie postaci mogą majątek zacnie pomnożyć. Wspólnicy jęli się dostaw dla wojska, a wkrótce po pożyczki zgłaszał się do nich sam hrabia Ogiński, dając w zastaw swój majątek Śmiłowicze. Niewypłacalność Ogińskiego zmusiła go w końcu do sprzedaży majątku, tym sposobem czyniąc z Moniuszki i Osztorpa dziedziców fortuny. Po sześciu latach wspólnej egzystencji na jednej ziemi ziomkowie i wspólnicy dokonali między sobą podziału majątku. Wejście przez Moniuszkę w posiadanie jednego z najwspanialszych dworów na Wileńszczyźnie było możliwe, jak to opisuje Walicki, dzięki Bożej opatrzności:
"Część Śmiłowicka była większej wartości niż Dukorska, nie chcąc więc krzywdzić jeden drugiego, postanowili poruczyć to losowi. Napisano na dwóch oddzielnych kartkach nazwy obu majątków, i opieczętowawszy je, oddano ks. Sierzputowskiemu, który po odprawieniu Mszy św., klęczącym na stopniach ołtarza Osztorpowi i Moniuszce, losem wyciągnięte koperty, kolejno wręczył. Śmiłowicze wypadły Moniuszce".
Jak ciągnie dalej Walicki, „tą koleją ujrzał się Moniuszko jednym z zamożniejszych na Litwie obywateli”. Opowieść o seniorze rodu toczy się często w stylu, z jakiego słyną biblijne przypowieści czy średniowieczne kroniki. W niektórych miejscach Stanisław-dziadek bywa przedstawiany jako mędrzec. Aleksander Walicki przytacza na przykład historię pożaru:
"Dwór Śmiłowicki przytyka do miasteczka, zamieszkałego przeważnie przez żydów. Żydom tym pan Sędzia często bardzo wiele dobrego wyświadczał. Razu jednego się dowiedział, że kilku Żydów, którzy najwięcej mu dobrodziejstw zawdzięczali, w czemś go zdradzili, czy też coś na szkodę jego uczynili. Niewdzięczność taka srodze go obeszła. Zawoławszy Żydów do siebie i przekonawszy o ich niewdzięczności, pan Sędzia w uniesieniu, chociaż nigdy nie klął, wyrzekł te słowa: «Bodajby wasze miasteczko piorun spalił!» Było to 20 lipca 1798 roku. Może nie więcej jak w godzinę po tem przekleństwie, niebo się zachmurzyło, nadeszła burza, i piorun w miasteczko uderzył".
Można sobie wyobrazić, jak na podległe Moniuszce sioło pada blady strach. Jak padają chłopi na kolana i wskazują ze strachem na dwór śmiłowicki, w którym rezyduje tak wszechmocny pan. Ale gospodarz, wbrew stereotypowym wyobrażeniom o panach, postępuje wobec swych chłopów inaczej:
"Trudna obrona, wiatr silny płomień rozdyma i niesie pożar na dwór pana Sędziego. Nareszcie ktoś donosi, że się gumno dworskie już pali, więc może zwołać ludzi z miasteczka, żeby dwór ratowali? - Nie wolno! – krzyknął pan Sędzia. – niech miasteczko ratują. Gumna ratować nie wolno! Ulżyło mu, że zasłużoną karę już odbiera. Pożar był ogromny: sto pięćdziesiąt domów w miasteczku zgorzało, - gumno i część wielka zabudowań folwarcznych pana Sędziego także się spaliło. Pan Sędzia ani się użalił po tak wielkiej stracie, lecz całą usilność dołożył do wspomożenia Żydów ogorzałych, żeby się na nowo zabudowali".
Sędzia Moniuszko jest według tych opisów postacią przypominającą i Zawiszę Czarnego („wzrostu był ogromnego, budowy atletycznej, siły olbrzymiej. […] Po raz pierwszy nań spojrzawszy, widać było że to jest charakter silny, niezłomny, umysł jasno i zdrowo patrzący”), i Mojżesza („Tak z postawy jak i z charakteru Sędzia przypominał postacie patryarchów biblijnych”). Nic dziwnego, że osoba o takiej charyzmie i fizycznej potędze doczekać się musiała nie byle potomków. Już w samej ich liczbie przejawia się nieprzeciętność: sędzia Moniuszko doczekał się szesnaściorga dzieci (6 września 1785 ożenił się z Ewą Woyniłłowiczówną), sześcioro niestety zmarło we wczesnym dzieciństwie. Wśród pozostałej dziesiątki Moniuszkowie seniorzy mieli cztery córki (Anna, Marianna, Michalina i Klotylda) i sześciu synów (Ignacy, Józef, Dominik, Czesław, Kazimierz, Aleksander).
Tą świetną genealogią pierwsi biografowie kompozytora tłumaczyli wybitny talent kompozytora. Bolesław Wilczyński, drugi z biografów kompozytora, którego styl odznacza się przesadną wzniosłością i patosem, tak na przykład pisał o odzyskującym zdrowie po jednej z chorób Stasiu-przyszłym kompozytorze:
"Gdy niemoc ustąpiła, a organizm jął odzyskiwać stratę i naprawiać szkodę, wynagradzając przerwę szybkiemi ruchy w kierunku równowagi, wtedy wśród otoczenia powstawał młodzieniec odrodzony, niby zdobywca, gotów coraz dzielniej występować w obronie czci własnej (…). Nikt mu nie uciskał serca, nie gniótł piersi, nie psował krwi, nie kurczył mięśni, nie drażnił nerwów; nikt władcy Śmiłowickiemu nie przeszkadzał obejmować coraz szerszych granic świata idealnego".