23 grudnia 2019

Znasz-li ten kraj…

Jest taka pieśń w światowej literaturze muzycznej, która dla mnie jest ponad wszystkimi innymi pieśniami. I nie mam intencji wdawać się w dyskurs na temat wyższości jednego utworu nad innym na podstawie jego obiektywnych (?) walorów formalnych, siły wyrazu, uniwersalności tudzież takiej czy innej specyfiki. Ze wszystkich pieśni, jakie miałam szczęście w życiu usłyszeć, tę uważam po prostu za najpiękniejszą. To Znasz-li ten kraj Stanisława Moniuszki. Nie ma dla mnie – i znów podkreślam, że to bardzo myśl subiektywna – drugiej równie melodyjnej – w najprostszy, najbardziej naturalny sposób – równie miękkiej w odbiorze, otulającej aurą spokoju, wyciszenia, pewnej melancholii też – tak, ale łagodnej, pastelowej…

W przypadku takich „ukochanych” utworów bywamy szczególnie uwrażliwieni na ich interpretacje. Te słabe dokuczają jakby bardziej, te świetne dają tym więcej radości. Mnie kilka dni temu spotkało takie oto szczęście, że dostałam do rąk najnowszą płytę Piotra Beczały; wieńczy ją właśnie Znasz-li ten kraj – i ja już nie szukam dalej. Mam tę moją ukochaną pieśń taką, jak sobie wymarzyłam – pod każdym względem. Historia jej wykonawstwa jest oczywiście bogata, były przykłady wspaniałe, jednak na dziś, na domknięcie pierwszych dwóch dekad XXI wieku, w tym czasie globalnej szaleńczej gonitwy, ja rozkoszuję się wciąż i wciąż na nowo tymi kilkoma minutami z niebieskiego krążka – jak zresztą nim całym.

Album, wydany przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina – i jak wszystkie płyty tej instytucji przygotowany z troską, gustem i po prostu w bardzo pięknej formie – ułożony jest wyłącznie z pieśni polskich: Mieczysława Karłowicza i Stanisława Moniuszki. Piotrowi Beczale partneruje Helmut Deutsch, pianista arcymądry, o wielkiej wrażliwości. To taka muzyczna lektura, w której przyjemnie się rozsmakować, zapraszająca do zatrzymania w czasie i delektowania się chwilą. Nie tak wiele takich przyjemności jest nam dawanych…

Święta Bożego Narodzenia są czasem szczególnym – dla wszystkich, którzy wyrośli w ich kręgu kulturowym. Potrafią być bardzo piękne – i tego wszyscy pragniemy. Potrafią też być trudne, niewygodne, bolesne… mogą być czasem głębokiego duchowego przeżycia, albo po prostu dobrych spotkań czy odpoczynku. Niezależnie jednak od tego, jak na nie patrzymy, jest Boże Narodzenie momentem pewnego przełomu, otwarciem już na Nowy Rok, czasem bardzo osobistej refleksji i – nadziei. Stanisław Moniuszko był człowiekiem głęboko wierzącym i bardzo rodzinnym. Były więc bez wątpienia te Święta, jeśli tylko mógł spędzać je z najbliższymi, czasem bardzo dla niego – dla nich wszystkich – ważnym, radosnym, zapewne gwarnym, nasyconym serdecznymi myślami, gestami, słowami…

W Boże Narodzenie 2019 pomyślmy sobie o Moniuszce właśnie jako o ojcu, mężu, synu, zięciu… który w oceanie codziennych trosk właśnie w rodzinnym byciu razem, wzajemny oparciu i radości wspólnego świętowania upatrywał źródła siły i sensu wszelkich działań. I nie zapomnijmy sprawiać Bliskim – i sobie samym też – choćby drobnych przyjemności. Ja na przykład już wiem, co to będzie…