21 stycznia 2019

Na otwarcie

Co powiedziałby Stanisław Moniuszko widząc, jak na Dworzec Centralny w Warszawie zajeżdża pociąg…. „Moniuszko”, z którego wysiadają przyodziani w eleganckie, barwne kontusze i podbite futerkiem etole studenci stołecznego Uniwersytetu Muzycznego, by chwilę potem wziąć udział w uroczystości nadania temuż dworcowi imienia… Stanisława Moniuszki…? Pewnie dziwiłby się niemało – a jeszcze bardziej, będąc świadkiem happenigu, który następnie ożywił halę główną: pół-spontanicznego recitalu, podczas którego owi „szlacheccy studenci” śpiewali jego najpiękniejsze arie i pieśni… Przypadkowi ludzie, zabiegani najczęściej pasażerowie, przystawali wokół, na antresoli, uśmiechali się, rozpoznając tak przecież popularne melodie, przyglądając się strojom, niosącym kwintesencję polskości. Otóż tak, Panie Moniuszko, tak Pana fetujemy w tym szalonym, XXI wieku. I okazuje się, że Pana muzyczne dziedzictwo magicznym jakimś sposobem doskonale wpisuje się w czasy i rzeczywistości, które były poza kresami wyobraźni najbardziej szalonych fantastów Pana czasów. I nie mam tu na myśli rzecz jasna kolei, a raczej tych ludzi, którzy śpiewaków w strojach szlacheckich filmowali swoimi komórkami…

Stanisław Moniuszko był bez wątpienia jednym z najświetniejszych obywateli Warszawy w całej jej historii. Miastu temu dedykował szereg lat swojego życia, mnóstwo emocji i serca, angażując się w życie społeczne, artystyczne i edukację daleko obszerniej, niż mogłoby to wynikać wprost z piastowanych przez niego funkcji. Przywiązany niewzruszenie do fundamentalnych zasad etycznych, moralnych, deklarujący otwarcie swoje przekonania, budził niekiedy kontrowersje. Z finezją pojedynkował się z cenzurą i potykał się z recenzentami, z zamiłowaniem czerpał z tradycji i literatury polskiej, tworząc utwory, które w najbardziej naturalny sposób wchodziły do zbiorowej świadomości, chętnie i powszechnie wykonywane w domowych salonach i na towarzyskich zebraniach, gdy o pielęgnowanie polskości było szczególnie trudno. Był kompozytorem, dyrygentem, organistą i znakomitym pedagogiem, nade wszystko jednak był ukochanym przez rodaków „ojcem polskiej opery narodowej”, którego pogrzeb przemienił się w wielką, patriotyczną manifestację dziesiątek tysięcy Polaków.

Dziś jeden z głównych węzłów komunikacyjnych kraju nosi jego imię, a w całej Polsce rozsypał się wór z spektaklami, koncertami, projektami edukacyjnymi. I choć tymczasem prym wiedzie – oczywiście! – Straszny dwór (tu warto nadmienić pierwsze w historii wydanie na DVD: spektakl Davida Pountneya z warszawskiej Opery Narodowej!), wespół z Halką, kalendarz Roku obiecuje nam inscenizacje i wykonania koncertowe także innych tytułów, wszelkiego rodzaju „składanki”, projekty spektakularne i nieco bardziej kameralne… Na marginesie tych wydarzeń, w naszym blogu zapraszać będziemy na spotkania ze Stanisławem Moniuszką: arcyciekawą, nieoczywistą i barwną postacią, która winna dziś może bardziej niż kiedykolwiek być nam wzorem i autorytetem. Nie lubimy wzorów, nudzą nas autorytety? Czasem warto się jednak do nich odwołać. Czasem tylko one mogą nas uratować... Świat XXI wieku stawia przed nami wbrew pozorom bardzo podobne wyzwania, jak ten sprzed dwóch stuleci. Wciąż idzie o wrażliwość, otwartość, wzajemny szacunek, moralność… o istotę człowieczeństwa.

Agnieszka Kłopocka