Recenzja recitalu moniuszkowskiego Łukasza Golińskiego i Oleksandra Yankevycha
fot. Andrzej Markiewicz

27 września 2019

Recenzja recitalu moniuszkowskiego Łukasza Golińskiego i Oleksandra Yankevycha

Znakomity bas-baryton składa hołd Moniuszce

Z okazji dwusetnych urodzin polskiego kompozytora operowego Stanisława Moniuszki (1819-1872), które przypadają w tym roku, Opera Królewska (Kungliga Operan) we współpracy z Instytutem Polskim w Sztokholmie i Teatrem Wielkim w Warszawie zorganizowała w Złotej Sali recital polskiego bas-barytona Łukasza Golińskiego. Wiosną tego roku Goliński odniósł wielki sukces w tytułowej roli Króla Rogera w operze Karola Szymanowskiego, zarówno w Operze w Sztokholmie, jak i we Frankfurcie.

Dlatego ekstatyczny monolog finałowy Króla Rogera Słońce! Słońce! świetnie pasował na zakończenie koncertu, podczas którego zaprezentowane zostały zarówno przykłady pieśni z bogatego dorobku Moniuszki, jak i wybór pieśni Szymanowskiego i Tadeusza Bairda (1928-1981). Moniuszko skomponował ponad 300 pieśni, większość z nich jest zebrana w dwunastu zeszytach pod tytułem Śpiewnik domowy. Wiele z nich jest kompozycjami do wierszy narodowego wieszcza Adama Mickiewicza. Były śpiewane po kryjomu w polskich domach ku pokrzepieniu serc w okresie ucisku Carskiej Rosji w XIX wieku.

Publiczność w Złotej Sali w głównej mierze składała się ze sztokholmskiej Polonii, więc wiele osób, które przyszły posłuchać Golińskiego bez wątpienia dobrze znały ten repertuar. Jednak mam wrażenie, że ze względu na resztę publiczności powinno się włożyć więcej troski w prezentację i przetłumaczenie tekstów pieśni.

Przy fortepianie zasiadł niedawno zwerbowany przez Operę Królewską młody korepetytor, Oleksandr Yankevych, który robił wrażenie doskonale zaznajomionego z polskim repertuarem. Koncert rozpoczęła aria Stanisława z Verbum nobile, komediowej jednoaktówki Moniuszki i zarazem jednej z jego najlepszych oper. Tytuł oznacza mniej więcej „słowo szlachcica” i odnosi się do staropolskiego szlacheckiego kodeksu honorowego.

Pełne mroku i intensywności wykonanie arii przez Golińskiego chwyciło od razu za serce. Uczuciowy utwór O matko moja i wojownicza Pieśń wojenna zaprezentowały jeszcze inne palety emocji i przeniosły nas następnie do modernisty Tadeusza Bairda i jego wyszukanych, ale tradycyjnie skonstruowanych Czterech sonetów miłosnych do tekstów Shakespeare’a, pierwotnie skomponowanych na baryton i orkiestrę kameralną.

Przepełniona dramatyzmem ballada Moniuszki do tekstu Mickiewicza pod tytułem Czaty, taka mała miniatura operowa podzielona na trzy części opowiadająca o wzburzonym wojewodzie i jego niewiernej żonie, była prawdziwym popisem jeśli chodzi o temperament i talent do przeobrażania się oraz sztuki odgrywania różnych postaci w utworze małego formatu. Również w pieśni Dziad i baba, opartej na bajce o parze staruszków, których miłość zostaje poddana próbie, gdy śmierć puka do ich drzwi, charyzmatyczny Goliński ma zapewnioną przychylność publiczności. Potem wykonania popularnych numerów z Halki i Strasznego dworu – ze Strasznego dworu wykonanie wpadającej w ucho arii w rytmie poloneza - oraz impresjonistycznie zabarwionego Łabędzia Szymanowskiego, dedykowanego matce kompozytora, mającej szwedzkie korzenie Annie Taube. Podczas prezentacji koncertu, dyrektor Opery Królewskiej Birgitta Svendén zasugerowała, żeby zorganizować wymianę gościnnych występów operowych między Polską a Szwecją. Był to z jej strony najprawdopodobniej tylko kurtuazyjny gest, ale może jednak warto się nad tym zastanowić? Czemu nie wysłać do warszawskiego Teatru Wielkiego którejś z oper Ivara Hallströma, a do Sztokholmu zaprosić Halkę, czy Straszny dwór Moniuszki? Obydwa tytuły mają wszelkie predyspozycje do spodobania się międzynarodowej publiczności.

Widzowie Opery Królewskiej będą mieli niebawem okazję po raz kolejny zapoznać się z Golińskim, gdy zadebiutuje w roli Scarpii w Tosce Pucciniego. Jest to perfekcyjnie dobrana rola dla tak znakomitego bas-barytona.

Henry Larsson (dla czasopisma operowego CAPRICCIO) Tłumaczenie: Instytut Polski w Sztokholmie